Strona:Wacek i jego pies.djvu/130

Ta strona została przepisana.

Tylko, że plecak Wacka był już prawie pusty. Leżała w nim tylko opróżniona butelka od mleka.
Mikuś wyciągnął się w trawie i długo się oblizywał.
Spoglądał na Wacka i mrużył żółte ślepie. Kleiły mu się do snu.
Chłopak położywszy sobie pod głowę plecak, drzemał.
Ptaszki umilkły. Pochowały się pod liśćmi motyle. W powietrzu szybowały tylko łątki na skrzydłach jak ze szkła.
Dobiegało pluskanie rzeki.
Jęczała drapieżna kania.
Z szelestem wpadały w trawę stare szyszki świerkowe. Wzmagał się skwar.


Rozdział dwudziesty szósty
NIEUDANA NIEDZIELA


Gajowy, widząc jak bardzo lubi Wacek swoje niedzielne wyprawy, poradził mu zajrzeć na bagno, leżące na krańcu jego rewiru.
Uśmiechał się przy tym i nie chciał mówić, co tam może zobaczyć Wacek. Radził mu tylko, żeby był ostrożny i w razie niebezpieczeństwa natychmiast wdrapał się na drzewo.
Rozmowa ta odbyła się w sobotę wieczorem.
Wacek, do najwyższego stopnia zaciekawiony i podniecony, długo nie mógł usnąć, usiłując zgadnąć, co miał na myśli pan Piotr.