Strona:Wacek i jego pies.djvu/133

Ta strona została przepisana.

Wacek zatrzymał się na szosie i słuchał.
Z lasu długo nie dobiegał go żaden dźwięk.
Nie rozumiał co się tam stać mogło.
Zawołał jak mógł najgłośniej:
— Ho — ho — ho! Kto tam krzyczał z lasu? Odezwij się!
Długo nasłuchiwał. Po długiej chwili wydało mu się, że słyszy cichy płacz dziecka.
Pobiegł przez las rozglądając się i nasłuchując. Żałował, że nie miał przy sobie swego psa. Ten w mig odnalazłby w lesie kobietę, która krzyczała tak rozpaczliwie, i plączące dziecko.
Wybiegł wreszcie na drogę, która prowadziła do dworu pana Karskiego. W tym miejscu, gdzie skręcała do boru, Wacek zobaczył małą, może pięcioletnią dziewczynkę.
Miała rozwichrzone, jasne włoski i sukienkę całą w strzępach.
— Chodź tu! — zawołał ucieszony chłopak.
Dziewczynka posłyszawszy jego głos, wydała przeraźliwy okrzyk. Po chwili zasłoniwszy sobie główkę rączkami, zaczęła uciekać.
— Mamo! Mamo! — wołała coraz żałośniej, potykając się o wystające z ziemi korzenie i padając. Zrywała się jednak i biegła dalej.
Wacek, nie chcąc jej przerażać, szedł za nią przez las.
Ujrzał wkrótce żółtą bryczkę. Leżała na boku ze złamanym kołem. Ani koni, ani woźnicy przy niej nie było.
Wacek domyślił się, że furman odprzągł konie i pojechał do dworu po inny powóz.