Strona:Wacek i jego pies.djvu/141

Ta strona została przepisana.

Powiedział prawie, bo w tej chwili przypomniał sobie, że w kniei jest jeszcze coś, czego nie widział, a przed czym trzeba chronić się na drzewo.
Wkrótce naprzeciwko nich nadjechał powóz z dworu.
Obolała i słaba pani Karska nie zechciała jednak przesiąść się, nie mając na to sił, więc chłop powiózł ją dalej..
Pokrzykiwał coraz głośniej.
— Wio, miluśki! Wio, maleńki!
Pogardliwie i drwiąco spoglądał przy tym na furmana w liberii, który się tłumaczył, dlaczego tak długo nie przyjeżdżał.
— Bo to, proszę pani, dziedzic pojechał na folwark do Miłoszyc, pani i panienka nie powróciły jeszcze z miasta. Nie doczekałem się, więc bez rozkazu wziąłem nowy powóz i pojechałem...
— Dobrze, dobrze już, Franciszku! Nikt na was za to się nie pogniewa. I ja się nie gniewam, tylko tak mię wszystko boli, że nie mogę się poruszyć — uspokajała pani Karska strapionego stangreta.
Kiedy na dworze przeniesiono panią Karską do domu i ułożono na otomanie, przyjechał z folwarku dziedzic.
Dowiedziawszy się o wypadku.z bratową, posłał natychmiast bryczkę po lekarza, sam zaś wyszedł na ganek.
— Dziękuję wam, sąsiedzie, żeście przywieźli mi bratową i pomogliście w jej nieszczęściu — powiedział pan Karski, podając chłopu rękę, drugą zaś wciskając mu do kieszeni kapoty banknot.