— Dziękuję ci za wszystko, drogi, kochany chłopaku mój, i za twoją braterską, szlachetną pomoc i za to, że nie wziąłeś za nią zapłaty. Opowiedziała mi o tym Zosieńka... Jeżeli kiedykolwiek będzie ci smutno lub trudno żyć na świecie, pamiętaj, że zawsze znajdziesz w naszych „Wyżynach“ życzliwe serce i opiekę.
Wacek pocałował panią Karską w rękę i razem z dziewczynką wyszedł na podwórze, gdzie czekał na niego chłop.
Zochna płakała, kiedy Wacek usadawiał się na wozie i długo machała rączką za odjeżdżającymi.
Kiedy wóz toczył się już po drodze, podskakując na korzeniach, chłop mocno klepnął Wacka po plecach i zawołał:
— Toś ty gracko zrobił! Nie chcę pieniędzy za pomoc chrześcijańską! Ho-ho, bracie, będą z ciebie ludzie! Jakeś to powiedział, to mnie ten pieniądz palić począł... ażem go oddał dziedzicowi! Czy to i ja nie mogę zrobić coś dobrego bez zapłaty?
Chłop był bardzo zadowolony i dumny z siebie.
— Za to wam Bóg, gospodarzu, zapłaci! — Z naciskiem powiedział chłopak.
— No, to insza rzecz! — odparł chłop i znowu klepnął Wacka po plecach.
Na szosie się rozstali.
Wacek pobiegł w stronę puszczy. Słyszał już jej głos. Jak czarna ściana stała za rzeką i wołała go do siebie.
Słońce jednak skłaniało się już ku zachodowi.
Niedziela przepadła dla Wacka.
Strona:Wacek i jego pies.djvu/143
Ta strona została przepisana.