Strona:Wacek i jego pies.djvu/144

Ta strona została przepisana.

Chłopak miał jednak radosne i roziskrzone oczy, gdy wchodził do gajówki i opędzał się przed skaczącym na niego Mikusiem.


Rozdział dwudziesty siódmy
PRZYJAŹŃ Z NAJDZIKSZYM MIESZKAŃCEM PUSZCZY


Był powszedni, upalny, letni dzień.
Wacek, załatwiwszy wszystkie sprawy w domu i usadziwszy panią Wandę wygodnie w kuchni, popędził swoje bydełko na pastwisko. Śpieszył się, gdyż dobiegało już południe.
W tym czasie gajowy przekąsiwszy w puszczy, na pół godzinki kładł się zwykle w cieniu i drzemał.
Mikuś korzystał znowu z tej krótkiej przerwy w pracy i pędził na polanę, by zobaczyć Wacka i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
Nikt tego nie uczył psa. Sam jednak poczuwał się do obowiązku, gdzie tylko mógł być pomocnym swoim przyjaciołom.
’Ledwie więc zdążył chłopak dojść z koniem i krową do polany, jak wpadł już na nią zziajany Mikuś.
Wacek spostrzegł natychmiast, że pies jest bardzo niespokojny. Nie powitał nawet jak zwykle przyjaciela, skacząc mu do piersi i usiłując liznąć w twarz, lecz stał wpatrzony w niego, piszczał żałośnie i od czasu do czasu chwytał zębami ubranie Wacka i ciągnął go za sobą.