Strona:Wacek i jego pies.djvu/146

Ta strona została przepisana.

Wilk opierał się widocznie i nie odważał się wyjść na otwarte miejsce.
Jednak skowyczący łagodnie Mikuś obstawał przy swoim i krok po kroku wypychał wilka z młodniaka.
Wreszcie stanął obok wypartego zupełnie z gąszczu drapieżnika i merdając ogonem skoczył ku Wackowi.
Chłopak się przestraszył widząc wilka tak blisko.
Drapieżnik mógł przecież jednym susem dosięgnąć go, a wtedy niewiele zapewne pomógłby kij — jedyna broń Wacka.
Wilk jednak nie ruszał się z miejsca. Stał i tylko od czasu do czasu klapał szczękami.
Wacek rozumiał, że dzikie zwierzę leśne odczuwa w tej chwili strach przed człowiekiem.
Mikuś potrącił nagle wilka.
Uczynił to tak gwałtownie, że ten musiał postąpić parę kroków naprzód.
Wtedy dopiero Wacek zrozumiał wszystko.
Wilk szedł na trzech łapach. Czwarta wlokła się za nim. Skrwawiona była i bezwładna.
Mikuś ciągle popychał go ku Wackowi, ale jednocześnie podpierał go bokiem.
Chłopak rozumiał, że pies prosi go o pomoc dla cierpiącego wilka. Domyślił się, że był to zapewne ten sam, co odpowiadał na wycie Mikusia i chodził za nim, śmigając w haszczach.
Drapieżnik jak gdyby jęknął z przerażenia czy wściekłości j kilka razy groźnie klapnął strasznymi kłami. Po chwili jednak widząc, że to nie przerażało chłopca, z otwartą jeszcze paszczą wciągnął powietrze i zmrużył ślepie.