Strona:Wacek i jego pies.djvu/151

Ta strona została przepisana.

— Aha, Wacek! — zawołał gajowy. — Cóż ty, mały, nic nam nie opowiedziałeś, jak ratowałeś bratową, pana Karskiego?
Nie czekając na odpowiedź, usiadł przy żonie i z przejęciem jął powtarzać, co słyszał od młynarza, którego spotkał na szosie.
Pani Wanda ze wzruszeniem słuchała opowiadania.
— I cóż ci za to państwo Karscy zapłacili? — spytał gajowy.
Wacek aż drgnął z oburzenia.
— Za co mieli płacić? Przecież musimy pomagać bliźnim? Ja bym pomógł każdemu, nawet...
— Wilkowi! — zakończyła ze śmiechem pani Wanda.
— Jakiemu wilkowi? — zdziwił się gajowy.
Pani Wanda opowiedziała wtedy mężowi o spotkaniu Wacka z wilkiem, którego przyprowadził do niego Mikuś.
Gajowy wcale się nie rozgniewał i nie porwał za strzelbę.
Przeciwnie, jak gdyby się ucieszył.
— No chodźmy do wilczury! Gdzie go masz?
— W borze, blisko polany — objaśnił go Wacek i raz jeszcze opowiedział gajowemu, jak i co było z tym wilkiem.
— Kawałek kości mu z rany wyziera — przypomniał nagle sobie.
— Zaczekaj chwilkę, bo muszę coś zabrać ze sobą — mruknął gajowy i włożywszy do kieszeni kurtki dwie gładkie deseczki, szeroki rzemień i pęczek jakichś ziół, wyszedł na ganek.