Strona:Wacek i jego pies.djvu/155

Ta strona została przepisana.

Skarcony wilk położył łeb na wyciągniętych łapach i mocno zacisnął powieki.
Słyszał, jak trzepocą się w mroku nietoperze, goniąc ćmy i komary, i jak gdzieś w kniei kwili ptak nocny.


Rozdział dwudziesty ósmy
GOŚCIE W GAJÓWCE


Minęło już trzy tygodnie od wypadku z panią Karską.
Wilk zdążył się już wykurować. Mógł już biegać jak dawniej. Trudno nawet było zauważyć, że lekko utyka na tylną nogę.
Od dawna już wyniósł się z gajówki do kniei.
Z rzadka widywał go pan Piotr w puszczy. Towarzyszył mu z daleka i poszczekiwał ochryple. Mikuś zwęszywszy go pędził ku niemu. Stali przed sobą przez długą chwilę merdając ogonami i obwąchując się przyjaźnie.
Gajowy dziwił się, że nie natrafia nigdy na ślady polowań wilka.
Gdy jednak gajowi z sąsiednich rewirów donieśli leśniczemu, że jakiś, zapewne przechodni wilk, dusi im zające i sarny, pan Piotr domyślił się, że wyleczony przezeń drapieżnik oszczędza ten szmat puszczy, gdzie odnajdywał jego i Mikusia ślady.
— Nigdy nie uwierzyłbym, że takie dzikie i drapieżne zwierzę może czuć wdzięczność! — mówił do żony i Wacka.