Strona:Wacek i jego pies.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Goście przywitali się z panem Piotrem i weszli do gajówki.
Poznajomiwszy się z żoną gajowego, pani Karska poczęła wypytywać ją o powód choroby i powiedziała, że po rozmowie z lekarzem i za jego poradą, przywiozła — dla niej lekarstwa i różne niezbędne zapasy.
Stangret wniósł po chwili dużą paczkę i postawił na stole. Oprócz lekarstw, był tam cukier, ryż, płatki owsiane, kakao i prawdziwa kawa, biała mąka i biszkopty do herbaty i duży kawałek wędzonej polędwicy.
— Musi pani dobrze i często się odżywiać! — mówiła pani Karska rozkładając na stole paczki, buteleczki i słoiki.
Żona gajowego ze wzruszeniem dziękowała i dopytywała się, co spowodowało tak wielką uprzejmość państwa Karskich.
— Doktór, który leczył mnie po napadzie w lesie, dużo mi opowiadał o pani — zaczęła pani Karska.
— Ach — prawda! Doktor Machnicki jest zawsze bardzo dla nas życzliwy i czasami zagląda na nasze pustkowie z księdzem wikarym — przerwała jej chora.
— Właśnie! Ksiądz również opowiadał nam o państwu, ale najwięcej o Wacku, którego, jak mi się wydaje, bardzo polubił.
— Ksiądz powiedział, że Wacek wyrośnie na szlachetnego Polaka — wtrąciła z dumą mała Zosia i uśmiechnęła się do pani Wandy.
— Rzeczywiście, nieraz wspominał nam o tym — potwierdził dziedzic, częstując gajowego papierosem