Strona:Wacek i jego pies.djvu/159

Ta strona została przepisana.

i rozglądając się po schludnej, świecącej się czystością izdebce.
— Jesteśmy z moją córeczką dłużne Wackowi za jego pomoc. — zaczęła znów pani Karska — i chciałybyśmy dopomóc mu urządzić jego życie, a przede wszystkim — uczyć się...
Pani Wanda posmutniała nagle.
W pokoju zapanowało milczenie.
Przerwał je Wacek.
Podszedł do pani Karskiej i pocałowawszy ją w rękę, powiedział:
— Dziękuję... ale ja nie pozostawię pani Wandy, bo jestem jej potrzebny, a mój Mikuś pracuje w puszczy z panem Piotrem. Stara Nora nie żyje i nie ma on innego psa.
— Wacku!... — szepnęła wzruszona pani Wanda.
Chcieliśmy oddać panią do szpitala, gdzie opiekowano by się panią i leczono — objaśnił dziedzic.
Pani Wanda machnęła ręką i odparła:
— Nic już mi nie pomoże... Wyprawiliśmy z mężem list do naszej córki — Kazi. Prosiliśmy, aby tu przyjechała.
— Tak, ale Kazia na list nasz nie odpowiedziała. Odezwał się gajowy.
Pani Wanda jednak już coś postanowiła, bo potrząsnęła głową i cichym głosem powiedziała:
— Cieszę się za Wacka! Sprawiedliwie wszystko obmyśliliście państwo dla niego! Chłopak powinien do szkoły chodzić i żyć z ludźmi, nie w puszczy, gdzie tylko nas widzi i nikogo więcej.
W głosie chorej wyczuwało się jednak smutek.