Strona:Wacek i jego pies.djvu/161

Ta strona została przepisana.

Powiem tylko jedno! Jeżeli będziecie mieli jakieś kłopoty, znajdziecie państwo przyjazną, pomoc u mnie — w Rogaczewie, a ciebie mój chłopaku, przerzucę do Wyżyn, bo tego bardzo sobie pragnie moja bratowa i Zosieńka...
Zamierzał mówić dalej, lecz w tej samej chwili drzwi, pchnięte z siłą, otwarły się i na progu stanął Mikuś.
Uważał widocznie, że goście siedzą, zbyt długo.
A może znudziło mu się patrzeć na drzemiącego stangreta i leniwie opędzające się przed bąkami konie.
Stał, przechyliwszy łeb na bok, i błyskał żółtymi ślepiami.
— Co to? — zawołał zrywając się z krzesła dziedzic. — Wilk!
— To Mikuś... mój Mikuś — uspokoił go Wacek. Pan Karski zmieszał się. Śmiejąc się cicho, powiedział:
— Tak on podobny do „Mikusia“, jak ja do kozy! Toż to najprawdziwsze wilczysko!
Mikuś tymczasem podszedł do pani Wandy i włożył jej łeb w dłonie, zezując ku gościom.
Gajowy zaczął opowiadać panu Karskiemu o zaletach Mikusia.
Twierdził, że mieszkając w puszczy z takim psem, można mieć wszystkiego wbród i nigdy głodu nie zaznać.
— Pan dziedzic wyobrazić sobie nawet nie może, co to za zmyślna psina! — zapalał się coraz bardziej pan Piotr. — Idę z nim przez puszczę. Zając, głuszce i jarząbki nieraz spod pyska mu się zry-