Strona:Wacek i jego pies.djvu/169

Ta strona została przepisana.
Rozdział dwudziesty dziewiąty
BURZA


W najbliższą niedzielę po wizycie państwa Karskich w gajówce, Wacek postanowił wreszcie zajrzeć na bagno, o którym mu mówił pan Piotr.
Jakoś nie składało się chłopakowi odbyć dalszą wycieczkę i zaznać przygody przy spotkaniu z nieznanym, dzikim zwierzęciem.
Miał dużo pracy i nie mógł już pozwolić sobie na całodzienną wyprawę do puszczy, jak to robił dawniej.
Zresztą, czuł się po tygodniu pracy tak zmęczony, że najczęściej brał wędkę i razem z Mikusiem udawali się nad rzekę. Nie była to szeroka rzeka, lecz dość wartka, o ciemnym i głębokim nurcie.
Wacek nauczył się zręcznie chwytać na haczyk płotki, a udawało mu się nieraz wyciągnąć małego suma lub węgorza.
Siedział spokojnie nad wodą, śledził ruch pływaków, myślał, przypominał sobie różne wypadki z życia i wypoczywał.
Mikuś albo spał, wyciągnięty obok niego, lub też swoim zwyczajem szperał po haszczach. Nieraz wypłaszał z sitowia dzikie kaczki. Z gniewnym krechtaniem podrywały się i odlatywały na pobliską łachę.
Tej jednak niedzieli Wacek postanowił dotrzeć wreszcie do tajemniczego bagna i przekonać się, jakie zwierzęta mają tam swoją siedzibę.