Strona:Wacek i jego pies.djvu/186

Ta strona została przepisana.

— Borsuki nie lubią hałasów, ruchu w pobliżu, a tu teraz w tym wyrębie w dzień i w nocy — nie będzie spokoju.
Westchnęła ciężko.
— Wojna i ku nam się zbliża! — szepnęła, przymykając oczy.
Wacek przypomniał sobie, że gajowy mówił to samo.
Do radosnego jego nastroju sączyć się poczęły obawa i złe przeczucia.


Rozdział trzydziesty drugi
PIERWSZA CHMURA


W zapowiedzianym przez leśniczego dniu przybyły do gajówki aż trzy samochody pełne ludzi w niemieckich mundurach i czapkach. Jeden z nich, wysoki, opasły, o czerwonej, złej twarzy wszedł do izby. Nie zdejmując czapki i nie witając się z panią Wandą, rozwinął plan puszczy i skinął na leśniczego i pana Piotra.
Długo coś krzyczał zachrypniętym głosem, prowadząc palcem po planie, aż w końcu inżynier począł powtarzać rozkazy nowego leśniczego całego obwodu — Niemca.
— W rewirze pana za trzy dni rozpocznie się polowanie... W ciągu dnia będą zagarnięte dwa mioty... O świcie przybędzie tu kompania wojska i otoczy rewir, mamy rozkaz wystawić na strzały myśliwych łosie i dziki... Nagonkę poprowadzi nowy inspektor lasów, pan Szumacher...