Strona:Wacek i jego pies.djvu/192

Ta strona została przepisana.
Rozdział trzydziesty trzeci
POLOWANIE SIĘ ZACZĘŁO


Po trzech dniach i nocach pracy gajowego i Wacka, nastał wreszcie zapowiedziany dzień polowania.
Wacek cały ten czas spędził w sąsiednim rewirze za rzeką. Udało mu się szczęśliwie, nie płosząc zbytnio i nie rozpraszając stada, zmusić łosie do przejścia przez rzekę. Chociaż znalazły tam dobre i obfite żerowisko, co kilka godzin porywały się do powrotu na dawne swoje stoisko. Wacek musiał być bardzo uważny, żeby przeszkodzić łosiom wyśliznąć się z nowego rewiru. Stróżował więc w dzień i w nocy, zaczajony wraz z Mikusiem na skraju lasu bukowego o gęstym podszyciu, gdzie ukryły się łosie.
Między lasem a rzeką ciągnęło się szerokie, bagniste pasmo, pełne dużych i małych kałuż, dołów i kęp sitowia.
Ledwie posłyszał Wacek czy Mikuś ostrożne człapanie łosi na grząskiej ziemi topieliska i plusk wody pod racicami łosi, szybko szedł na te odgłosy. Zwierzęta cofały się natychmiast i zaszywały w gąszczu buczyny, krzaków leszczynowych i czarnego bzu.
W dniu polowania Wacek czuł się podnieconym.
Przed świtem jeszcze zaczaił się na suchym miejscu skraju lasu, patrzał i słuchał. Na razie nic szczególnego nie spostrzegał, ale gdy niebo ledwie różowieć zaczęło, do słuchu jego doszły jakieś szmery i cichy pogwar ludzi. Domyślił się, że na-