Strona:Wacek i jego pies.djvu/198

Ta strona została przepisana.

nawet najbardziej drapieżne zwierzę — tygrys indyjski lub lampart afrykański polują wtedy tylko, kiedy są głodne.
— Człowiek jest zły — przyszedł do smutnego przekonania Wacek i dlatego, że lubi zabijać niewinne istoty, spadają na nas klęski wojny i tępią lud. Dlatego Niemcy zamordowali mi tatusia, a potem Siwika...
Postanowił o tym wszystkim porozmawiać w nie-dzielę po mszy z księdzem wikarym.
Od tych myśli oderwało go ciche warczenie Mi-kusia.
Wacek się obejrzał.
Mikuś stał węsząc i warczał wpatrzony w prze-ciwległy brzeg rzeki.
Wacek długo nie mógł nic tam dojrzeć, lecz w pewnej chwili przed krzakami mignęła mu głowa w szarej, kraciastej cyklistówce.
Poznał niejakiego Wawrzyńca Luśwę. Mieszkał on w miasteczku i pan Piotr dwa razy już pochwycił go na kłusownictwie. Luśwa odsiedział za to dwa miesiące w więzieniu i zapłacił 200 złotych kary.
Dziś, dowiedziawszy się o polowaniu w rewirze, przekradł się na samą granicę jego wraz z jakimś innym jeszcze człowiekiem, którego Wacek na razie nie spostrzegł.
Zwierzęta wydostając się z matni nagonki, umykały ku rzece, gdzie w krzakach zrobili sobie zasadzkę kłusownicy.
W pewnej chwili nadbiegła tam przerażona sarna i stanęła tuż przed kłusownikami. Obaj strzelili jednocześnie i zabili ją.