Strona:Wacek i jego pies.djvu/199

Ta strona została przepisana.

Mikuś zerwał się nagle i z głuchym szczekaniem przedostał się przez rzekę i zniknął w gąszczu. Po chwili, jak cieniem śmignęły tamże wilki, a wnet potem rozległy się krzyki, skowyt, warczenie, łomot i zgiełk śród krzaków.
Wacek popędził na ten hałas.
To co zobaczył przeraziło chłopca.
Na ziemi leżał Luśwa, odpędzając od siebie psa, Mikuś wżarł mu się w gardło i z wściekłym warczeniem szarpał gwałtownie. Głowa leżącego człowieka unosiła się nad ziemią i z głuchym łoskotem spadała z powrotem.
Słysząc krzyk i charczenie Luśwy, towarzysz jego biegł ku niemu ze strzelbą przygotowaną do strzału.
Nie dobiegł jednak, gdyż z krzaków wypadły wilki i rzuciły się na kłusownika.
W jednej chwili obaliły go na ziemię i z drapieżnym skowytem i kłapaniem szczęk poczęły szarpać go, rozrzucając dookoła skrawki ubrania.
Wackowi z trudem udało się odpędzić Mikusia od słabo już ruszającego się Luśwy.
Rozwścieczony pies po raz pierwszy nie chciał usłuchać Wacka.
Chłopak musiał odciągać go siłą i wtedy dopiero pochylił się nad leżącym człowiekiem.
Ujrzał pogryzioną twarz jego i poszarpaną szyję poniżej lewego ucha. Z długiej rany buchała krew.
Luśwa jęczał żałośnie i charczał.
Schwyciwszy jego strzelbę, Wacek pobiegł na pomoc drugiemu kłusownikowi, nad którym kotłowały się szaro-płowe ciała wilków.