Strona:Wacek i jego pies.djvu/201

Ta strona została przepisana.

wstrząsać nim drgawki, jęknął kilka razy i zesztywniał. Zgasły i zmętniały raptownie oczy i szeroko otwarły się usta, niby człowiek ten zamierzał wykrzyknąć coś na cały głos w strachu, bólu lub rozpaczy.
Wacek stał przerażony i smutny nad martwym Luśwa. Nie mógł już nic zrobić, żeby mu w czymkolwiek dopomóc. Umarły niczego już nie potrzebował od żyjących.


Rozdział trzydziesty piąty
MYŚLI WACKA WĘŻYKA


Usiadłszy nad wodą chłopak zamyślił się głęboko.
Nagła i niespodziewana śmierć, spowodowana nieuczciwym postępkiem Luśwy i jego towarzysza — Niemca, wstrząsnęła Wackiem.
Jak gdyby Bóg pokarał obu kłusowników kłami wilków i Mikusia.
— A więc za jedną sarnę Bóg odebrał życie dwom ludziom? — pytał siebie przerażony i zgnębiony Wacek. — Czyżby życie sarny, dzikiego zwierza, warte było dwu istot ludzkich? Przecież obaj rozszarpani ludzie mieli kogoś na świecie, kogo kochali i sami byli zapewne kochani przez bliskie sobie osoby? Luśwa i żandarm byli ludźmi, więc można było porozumieć się z nimi, przekonać i powstrzymać ich od złych uczynków?!
Ledwie Wacek zadał komuś niewidzialnemu to ostatnie pytanie, wszystko mu się od razu wyjaśniło.