Strona:Wacek i jego pies.djvu/202

Ta strona została przepisana.

Zrozumiał, że Bóg istotnie pokarał śmiercią Luśwę i drugiego kłusownika, lecz nie za zabitą przez nich sarnę. Straszna kara została wymierzona każdemu za inną przewinę. Żandarm został ukarany za zbrodnie swego narodu i swoje również, bo Niemcy wtargnęli i zagarnęli Polskę, znęcali się i tępili jej lud, niszczyli jego dobytek, nagromadzony ciężką i uczciwą pracą. Sarna była drobną zaledwie cząstką tego dobytku polskiego, okruszyną jego mienia, ale w każdym razie częścią jego była. I oto zabicie tej sarny stało się tą ostatnią kroplą, po której z wypełnionego już po brzegi naczynia, zaczyna wylewać się płyn.
Bóg miał przed sobą pełną czaszę ucisku, morderstw i grabieży dokonywanych przez naród niemiecki, a kiedy do niej wlano jedną kroplę krwi zabitej bezprawnie sarny, gniew Boży uderzył w żandarma. Wyrok został wykonany natychmiast przez zgraję wilczą, niemal w obecności Wacka.
Inaczej było z Luśwą...
Wacek przypomniał sobie swego nauczyciela ze szkoły powszechnej w wiosce wielkopolskiej. Wspomnienia te przerwało urwane szczekanie Mikusia.
Pies stał na długim cypelku, wybiegającym daleko od rzeki, a obok niego niby cienie jego także nieruchomo tkwiły wilki.
Mikuś, podnosząc łeb, szczekał raz po raz.
Wacek gwizdnął na niego.
Mikuś i wilki natychmiast, znikły w zaroślach nadbrzeżnych i już się nie pokazywały.
Chłopak począł wołać: