Strona:Wacek i jego pies.djvu/203

Ta strona została przepisana.

— Mikuś! Mikuś!
Pies jednak nie odzywał się i nie przychodził na wołanie.
Wacek zrozumiał, że z Mikusiem coś się dzieje, czego objaśnić sobie nie umiał. Obawiał się teraz, że może stracić na zawsze wiernego przyjaciela i towarzysza w sierocej doli.
Z głębi rewiru dobiegać poczęły tymczasem strzały, gdyż nagonkę podciągano już ku szosie, gdzie miały być wyznaczone stanowiska myśliwych. Chłopak długo nie mógł się uspokoić, lecz po pewnym czasie powrócił do swoich dawnych myśli o niespodziewanej i ponurej śmierci kłusowników.
Przypomniał więc sobie Wacek, jak pewnego razu nauczyciel w szkole mówił do chłopaków i dziewczynek w klasie:
— Ojczyzna nasza — Polską — oddała nam wszystko, co naród jej zbierał przez wieki, abyśmy korzystali z tego dla swego szczęścia, zadowolenia i dobra. Pamiętajcie więc, że każde drzewo, każde zwierzę i ptak, każda kropla wody i każde ziarnko piasku należą do ojczyzny, my zaś zobowiązani jesteśmy mienie jej powiększać jak najuczciwiej i najstaranniej! Pamiętajcie, że nie wolno krzywdzić i okradać matki! A przecież, dzieci, ojczyzna jest naszą wspólną matką! Powinniśmy mieć opiekę nad nią, pomagać jej i wzbogacać, a w godzinie niebezpieczeństwa i groźnej potrzeby — oddać jej wszystko co mamy, nawet najdroższe — życie swoje!
Przypomniawszy sobie dokładnie słowa nauczyciela, pana Kryńskiego, Wacek uspokoił się znacznie. Zrozumiał, że Luśwa ukarany został za krzywdę