jeszcze łań. Szły, oglądając się za idącym o kilka kroków za nimi jeleniem o rozłożystym wieńcu rogów, nad dumną, piękną głową.
Stadko przebrnęło rzekę i znikło w krzakach...
Wacek się ucieszył, że jelenie uszły szczęśliwie z matni. Brakowało tylko jednej łani, która zapewne padła od strzałów.
Wacek przecież wiedział, że w stadku chodziło z jeleniem cztery stare i pięć małych łań oraz, jeden roczniak o spiczastych rożkach — niepoprawny łobuziak, bo po nocach zakradał się w kartofliska i robił gospodarzom szkody, wykopując i tratując. ziemniaki.
Gajowy otrzymał za to wymówki od leśniczego, ponieważ musiał on płacić chłopom rządowe pieniądze za kartofle, zniszczone przez rogatego łobuza.
Wacek domyślił się wkrótce, że polowanie już się skończyło. Dobiegł go sygnał trąbki odjeżdżających samochodów, gwar ludzki, a potem — znana Wackowi, uroczysta cisza, powracająca wreszcie do puszczy po zgiełkliwym dniu.
Chłopak nie wątpił, że łosie i jelenie same teraz powrócą do swych legowisk; za nimi pociągną też dziki, gdyż nic już nie będzie płoszyło zwierząt; stęsknionych za ulubionymi uroczyskami w kniei.
Niepokoiła go tylko obecność wilków w rewirze i dziwne zachowanie Się Mikusia.
Wacek szybkim krokiem szedł przez puszczę, kierując się ku gajówce. Spieszył się, gdyż miał tyle ważnych nowin dla pana Piotra i pragnął posłyszeć od niego, jak się odbyło polowanie.
Strona:Wacek i jego pies.djvu/208
Ta strona została przepisana.