Strona:Wacek i jego pies.djvu/217

Ta strona została przepisana.

Skakał, wił się jak wąż ocierając się o kolana chłopaka, smagał go rozmachanym ogonem, skowytał, tarzał się po ziemi. Zrywał się w szalonych podskokach.
Zdawało się, że tłumaczył się, przepraszał, opowiadał i obiecywał poprawę.
Przez cały czas ani razu nie obejrzał się nawet w stronę puszczy, wpatrzony w Wacka, przejęty. szczęściem spotkania się z nim i ucieszony z powrotu do domu. Odbiegał od Wacka tylko na chwilę, by zajrzeć do stajni, obory, chlewika z wieprzkami i kurnika. Wpadał też do izby, liznął panią Wandę w rękę i położył łeb na kolanie zadumanego Rolskiego, który nawet nie spostrzegł psa.
Dopiero, kiedy Wacek, wszedłszy do pokoju po-wiedział:
— Mikuś powrócił! — gajowy podniósł głowę, spojrzał na Mikusia i powtórzył:
— Mikuś powrócił...
W tej samej chwili słońce zgasło.
Szary, mętny zmrok wypełnił wszystkie zakątki domu.
Świeciła się tylko na ścianie malutka lampka olejna pod obrazem Matki Częstochowskiej, a pod stołem jarzyły się czerwone płomyki w żółtych ślepiach Mikusia.
Wszyscy milczeli.
Troskę i trwogę rzucili źli ludzie do małego domku cichych, uczciwych ludzi.