Strona:Wacek i jego pies.djvu/227

Ta strona została przepisana.

Mikuś, wyczerpany gorączką, leżał nieruchomo.
— Trzeba ratować Mikusia! — błysnęła myśl w głowie chłopca.
Opatrzył szybko rannego psa, napoił go mlekiem i wszedł do gajówki.
Pani Wanda spała jeszcze.
Wacek umył się, zmówił pacierz, przyrządził kawę i skoczył do obory, żeby wydoić krowę.
Śpieszył się bardzo.
Musiał za wszelką cenę uratować Mikusia.
Jednocześnie dręczyła go myśl, że w niczym już nie mógł pomóc dobremu panu Piotrowi.
Z przerażeniem myślał o wczorajszym dniu i nie mógł przewidzieć, jaki będzie nowy dzień — nie upalny, słoneczny, i mimo to — jakoś dziwnie nieradosny.


Rozdział trzydziesty ósmy
MIKUŚ WALCZY ZE ŚMIERCIĄ


Wacek pewnego razu poznał w biurze leśniczego weterynarza powiatowego leczącego zwierzęta i śledzącego za prawidłową ich hodowlą w puszczy.
Do niego chciał koniecznie dostać się Wacek i prosić go o poradę dla rannego psa.
Nie wiedział tylko, czy pozwoli mu pani Wanda opuścić siebie na parę godzin.
Gdy wahał się, ośmielając się prosić ją o to, posłyszał jej głos.
— » Wacuniu — mówiła — przyrządź kilka kanapek z kiełbasą dla Piotra i nalej mleka do butelki!