Strona:Wacek i jego pies.djvu/232

Ta strona została przepisana.

Mikusiowi i choć na krótko wypuścić na pastwisko konia, krowę i kozę.
W tej pracy zastał Wacka wieczór.
Napiwszy się mleka, ukląkł przed obrazem Bogarodzicy i żarliwie się modlił.
Noc spędził przy Mikusiu, w stajni na snopku słomy przykrytym pasiakiem łowickim.
Mikuś miał zapewne mniejszą gorączkę, bo nie miotał się już.
Na trzeci dzień samotności Wacek od samego rana postanowił odwiedzić panią Wandę w szpitalu, chociaż — obawiał się pozostawić dom bez opieki.
Coś gnało go jednak do miasta.
W szpitalu dowiedział się, że pani Wanda nie odzyskała przytomności i zmarła.
Właśnie tego dnia miał się odbyć pogrzeb pana Piotra i jego żony.
Wacek pobiegł do leśniczego.
Inżynier opowiedział mu, że dochodzenie ustaliło, że zabójstwo gajowego dokonane było przez człowieka w uniformie leśnika niemieckiego.
— Szumacher go zabił! — wykrzyknął Wacek.
— I ja tak myślę! — zgodził się inżynier. — Żeby się jednak nie narażać, policja stwierdziła, że Rolski padł od kuli nieznanych kłusowników...
Wacek był obecny na pogrzebie, urządzonym staraniem biura leśniczego.
Modląc się za dusze zmarłych, myślał o tym/że tak krótko jeszcze żyje, a jak wiele już stracił drogich sobie istot.