Strona:Wacek i jego pies.djvu/240

Ta strona została przepisana.

Kiedy odchodzili od niego, pies znowu powstał i usiłował iść za nimi.
Nie mógł jednak, więc zaskamlał żałośnie.
— Mikuś chce wrócić do domu... — domyślił się Wacek.
— To znaczy, że już się wykurował — zauważył student. — Iść jednak jeszcze nie może... Musimy mu pomóc... Zaraz!.. Zaraz!..
Począł ścinać długie, grube pręty, zręcznie powiązał je i zrobił nosze. Złożyli na niego słabego Mikusia i ponieśli go do gajówki.
Pies przysłuchiwał się ich Rozmowie, z zadowoleniem mrużył ślepie i poruszał zwisającą z noszy kitą.
Kiedy wpuszczono go do kuchni, odnalazł od razu swoją miskę i stanął nad nią. Porozumiewawczo spoglądał na Wacka a potem wsuwał nos do miski.
Zupełnie zrozumiale wyraził myśl:
— Nalejże mi czegoś do tej miski!
Chłopiec dał mu mleka.
Mikuś w okamgnieniu, chciwie wychłeptał wszystko do dna.
Znowu spoglądał na Wacka i opuszczał nos do miski.
— Tyle dni nic nie jadł, to na pierwszy raz dostatecznie się posilił — zadecydował student.
Mikuś postał jeszcze kilka chwil nad naczyniem, po czym bardzo skwaszony odszedł i położył się na słomiance.
Usnął od razu i nic go obudzić nie mogło.
— Teraz to już psina wyliże się na pewno! — pocieszył Wacka Strunowski.