Strona:Wacek i jego pies.djvu/244

Ta strona została przepisana.

Wacek również był bardzo wzruszony.
Rosło w nim pragnienie uczynić coś wielkiego dla matki-ojczyzny, i to nie kiedyś tam, w przyszłości, lecz jak najprędzej, choćby dziś jeszcze.
Prosił Boga, aby nauczył go i pomógł w tym zamiarze.
Po skończonym nabożeństwie wszedł do zakrystii, by pozdrowić proboszcza i wikarego.
Wikary ucieszył się na jego widok i zawołał.
— O wilku mowa, a wilk — tu!
Wacek ze zdziwieniem patrzał na księdza, lecz dowiedział się o wszystkim, kiedy jak zwykle przeszli do mieszkania proboszcza na herbatę.
Chłopak spotkał się tam z leśniczym i jakimś starszym panem.
— Mój chłopcze, pan rejent ma do ciebie interes — powiedział wikary. — Chciałem nawet posłać po ciebie, ale pan Strunowski zapewnił nas, że będziesz dziś na mszy.
Starszy pan przetarł okulary i zaczął mówić:
— Otrzymałem list od panny Kazimiery Rolskiej z Rzeszy:..
— To córka pana Piotra i pani Wandy, którzy już nie żyją! — zawołał Wacek.
— Otóż to! — kiwnął głową rejent. — Owa panna Kazimiera dowiedziała się o zgonie rodziców, lecz przyjechać nie może, bo jej Niemcy nie dają przepustki... Poleca więc mi sprzedać majętność rodziców, odnaleźć ich oszczędności, które posiadali i przechowywać do jej przyjazdu lub końca wojny. Powiedz mi, mój drogi, co mieli państwo Rolscy