Strona:Wacek i jego pies.djvu/252

Ta strona została przepisana.

Strunowski opowiedział mu o tajnych organizacjach, o napadach na Wrogów, o potyczkach z nimi, o wyrokach śmierci na katów narodu i szpiegów, i wreszcie o śmierci nieznanych żołnierzy Polski podziemnej.
— Nie dbamy o sławę, zaszczyt i wdzięczność narodu — mówił twardym głosem student — bo nikt nawet nie zna naszych prawdziwych nazwisk!
Walczymy o Polskę wolną, i umieramy cisi, bezimienni, spokojni, że spełniliśmy nasz najświętszy obowiązek w tej straszliwej dla ojczyzny dobie i że nie pójdzie on na marne.
— Mój Boże, i ja chciałbym walczyć! — wzruszonym głosem szepnął Wacek.
Strunowski zajrzał mu do oczu, a widać, że coś wyczytał z nich, bo uścisnął Wackowi rękę i szepnął:
— Pomówimy o tym niebawem...
Długo szli w milczeniu, pogrążeni w myślach.
Wacek nie zapomniał jednak, że jest w puszczy, którą miał pokazać studentowi.
Zaprowadził go więc do wąwozu, gdzie borsuk miał swoją norę.
Mikuś jednak, powęszywszy koło wejścia do legowiska leśnego pustelnika, odszedł obojętnie.
— Polowanie i pożar w puszczy wypłoszyły borsuka... Porzucił nasz rewir... Pan Piotr tak się cieszył, kiedy powiedziałem mu, że widziałem borsuka w wąwozie — smutnym głosem mówił Wacek.
Stamtąd przeszli na rozległe, długie bagno, gdzie dziki miały swoje leże.,
Tam również nic już nie znaleźli.