Strona:Wacek i jego pies.djvu/262

Ta strona została przepisana.

pytać i gubił się w domysłach, co całymi dniami robi Strunowski w puszczy, gdy w niej nic nie ma już zwierzyny do ochrony i gdzie teraz nikt, nawet kłusownicy w obawie przed Niemcami, nie zaglądali.
Tajemnica studenta wyjaśniła się przypadkowo.
Wacek przekonał się wonczas, że puszcza długo ukrywała przed nim nowe swoje dziwy.
A były one stokroć bardziej porywające niż stoisko łosi, leże dzików, gniazdo głuszców i zgraja wilków przechodnich.
Dziwy te musiały też być daleko większą tajemnicą niż życie najdzikszych choćby zwierząt, jak kuna, ryś i borsuk.
Powracając w niedzielę z kościoła, Wacek spostrzegł kilku chłopów, których przed godziną widział stojących przed wejściem do fary.
Teraz z szosy skręcali na drogę drwali i jeden po drugim znikali w gąszczu krzaków.
Na szosie stały dwa wozy.
Z lasu wybiegali chłopi, młodzi i starsi, zabierali jakieś ciężkie pakunki i nieśli je przez las.
Ponieważ stara droga drwali biegła przez trzy sąsiednie rewiry i łączyła się z inną szosą, więc Wacek pomyślał, że chłopi zapewne przenoszą jakieś rzeczy do swych wsi, dla skrócenia sobie drogi, jak to zresztą często robili fornale z pobliskich dworów.
W gajówce studenta nie zastał.
Na stole leżały podręczniki, z których chłopak uczył się pod kierownictwem Strunowskiego, nie