Strona:Wacek i jego pies.djvu/271

Ta strona została przepisana.

Przynosił upolowanego zająca lub kuropatwę, kładł je przed chłopakiem, wpatrywał się w niego i merdał ogonem.
Pewnego razu Mikuś powrócił z puszczy zziajany i niespokojny.
Wpadł do izby i począł targać Wacka za ubranie, ciągnąc go za — sobą.
— Coś tam nowego wyszperał, piesku? — pytał chłopak, szybko nakładając kożuszek i czapkę.
Mikuś prowadził go ku rzece.
W pewnej chwili położył się i węszył ostrożnie.
Wacek zaczaił się za krzakami i czekał.
Wkrótce posłyszał mowę niemiecką.
Ktoś opowiadał o zbiórce chłopów w lesie.
Wacek zrozumiał, że Strunowskiemu i jego oddziałowi grozi niebezpieczeństwo.
Wycofawszy się bez szmeru z krzaków i skinąwszy na psa, popędził najkrótszą drogą na pogorzelisko.
Zameldował natychmiast o posłyszanej rozmowie Niemców.
Strunowski zamyślił się.
Niebawem jednak coś, widać, postanowił, bo zawołał pięciu swoich ludzi. Wackowi zaś kazał czym prędzej wrócić do gajówki i przez cały dzień — nie wychodzić z domu.
Wacek szedł przez puszczę. Nasłuchiwał jednak, bo brała go ciekawość, co z Niemcami zrobi Strunowski. Dobiegły go wkrótce urwane okrzyki i gwar kilku głosów, po czym zapadła cisza, a w kilka minut później — trzy strzały.