Strona:Wacek i jego pies.djvu/274

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję wam, szeregowy „Ryś“! — odparł Strunowski i mocno, po żołniersku potrząsnął dłoń Wacka.
Więcej już o tym nie mówili.


Rozdział czterdziesty drugi
SAMOTNOŚĆ


Minęły święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok.
Wacek, jak samotny borsuk w norze, siedział w gajówce.
Po odjeździe Strunowskiego odwiedził leśniczego, żeby mu donieść o zmianach zaszłych w puszczy, lecz ledwie usta otworzył, inżynier przerwał mu pośpiesznie i zamknąwszy szczelniej drzwi — powiedział zniżonym głosem:
— Wiem o wszystkim! O tym, co się stało w rewirze, nie mów nikomu ani słowa! Udawaj, że o niczym nie wiesz! Gdyby pytano ciebie o gajowego, mów, że zachorował i pojechał do miasteczka, ażeby poradzić się lekarza... Tymczasem siedź sobie w gajówce spokojnie. Każę wydać ci mąkę, kaszę, tłuszczu i cukru, to będziesz miał co jeść... Roboty żadnej nie masz, bo o twoim rewirze zapomniano od czasu, jak gdzieś się zaprzepaścił Szumacher z tymi nicponiami Flemmingami.
Wacek pomyślał, że inżynier wie zapewne, jaki los spotkał szpiegów, więc zapytał tylko:
— Jak długo mam pozostawać w gajówce?
Leśniczy surowym głosem odpowiedział natychmiast: