Strona:Wacek i jego pies.djvu/275

Ta strona została przepisana.

— Sam powinieneś wiedzieć o tym najlepiej!
I znowu w głowie chłopca błysnęła myśl, że leśniczy wie o wszystkim, nawet o ostatnim rozkazie „dowódcy“. Zapewne sam należał do organizacji, lecz przechowywał to w tajemnicy.
— Może jeszcze czego potrzebujesz? — spytał inżynier.
— Tak jest! Chciałbym kupić trochę podręczników szkolnych, bo stare wszystkie już przerobiłem — odparł Wacek.
— Dobrze! Załatwię ci to. Daj mi spis książek. Ach, już go sporządziłeś? Doskonale!.. Na pojutrze przygotuję ci paczkę. Ale słuchaj! Może potrzebna ci jest pomoc w nauce?
— Często przydałaby się — zgodził się chłopak — lecz w gajówce jestem sam.
— Możesz przyjeżdżać do mnie dwa razy w tygodniu, to popracuję z tobą lub poproszę kogoś o pomoc dla ciebie — obiecał leśniczy.
Wacek ze wzruszeniem dziękował mu i z wesołym nastrojem powracał do domu, popędzając raźnie prychającego Siwka.
Na spotkanie im wybiegł Mikuś i witał, z radosnym szczekaniem skacząc do pyska koniowi.
W drobnym gospodarstwie gajówki wszystko było zrobione, więc chłopak nie miał prawie żadnej pracy.
Zawczasu przygotował sobie dwa sągi drzewa na opał, nałupał drzazg na podpałkę; w puszczy stały trzy stogi siana dla zwierząt, które nie powróciły do rewiru; w stodole leżał zapas paszy dla Siwka i Łaciatej, a na strychu złożone jeszcze przez pana