Wacek był tak zgnębiony, że nie od razu poczuł, że coś pociąga go za ubranie.
Kiedy jednak obejrzał się, zobaczył Mikusia.
Pies leżał koło jego nóg, przyciśnięty do ziemi.
Chwytał go zębami za spodnie, szarpał lekko i czołgając się jak wąż, ciągnął Wacka za sobą.
Chłopak bez namysłu poszedł za nim, wybierając miejsce zarośnięte krzakami i skradając się powolnie, bez hałasu.
Mikuś doprowadził go do drutów kolczastych, przeciągniętych tu w dwa rzędy.
Wacek zatrzymał się. Pies odczołgał się od niego, wśliznął do1 krzaków j po chwili był już za drucianym ogrodzeniem.
Stał przebierając łapami i chwilami podskakując.
— Chodźże ze mną prędzej! — wołał każdym swoim ruchem.
Wacek wszedł w krzaki i ledwie powstrzymał się od okrzyku radości.
Ujrzał głęboki, wąski wąwóz. Zapewne wiosenne potoki wyżłobiły tu sobie ujście do rzeki.
Wacek skoczył na dno wąwozu i mając nad głową druty z ostrymi kolcami, wyszedł z miejsca uwięzienia.
Był wolny.
Drogę do wolności wskazał mu Mikuś. Tymczasem pies znów niecierpliwie wołał go za sobą.
Nawet skowytał cicho a natarczywie.
Pobiegł wreszcie i zniknął w puszczy.
Wacek podążył za nim.
Strona:Wacek i jego pies.djvu/286
Ta strona została przepisana.