Strona:Wacek i jego pies.djvu/82

Ta strona została przepisana.

lekkim krokiem. Miała łeb opuszczony tak nisko, że jej długie, miękkie uszy wlokły się po ziemi.
Węszyła coś, zatrzymywała się, badała ślady i biegła dalej, wymachując sztywnym ogonem.
Mikuś pozostał na miejscu.
Postanowił dowiedzieć się, co zwęszyła Nora w gęstych zaroślach młodych sosenek.
Chrapy jego węszyły ostrą woń.
Począł słuchać.
Wkrótce dobiegły go ciche, głuche, urwane głosy, zgrzyt piór i lekki łopot skrzydeł.
Nie wątpił, że w haszczach czają się ptaki.
Ale jakie? W puszczy gnieździ się mnóstwo ptaków, więc dlaczego Nora ucieszyła się zwęszywszy je?
Drżąc z niecierpliwości Mikuś przycisnął się do ziemi.
Czołgał się jak wąż, ostrożnie, bez szmeru rozsuwając gałązki sosenek i zeszłoroczne badyle.
Żółte ślepie wbijał w haszcze i wzrokiem szukał czegoś w sieci igliwia i suchych traw.
Nie spostrzegł suchej gałązki leżącej na ziemi.
Gdy oparł się o nią, z trzaskiem złamała się pod jego ciężarem. Mikusiowi wydawało się, że ziemia rozwarła się przed nim, a z jej głębi z hukiem wyleciały czarne kamienie.
Ochłonął jednak natychmiast i znieruchomiał.
Spostrzegł pięć dużych, ciemnoszarych kur, jakich w domu nigdy nie widział. Z łopotem skrzydeł odlatywały szybko, zręcznie omijając piony drzew. Wkrótce wzbiły się ponad ich korony i znikły.