zmuszały go prężyć się niby do skoku i groźnie marszczyć pysk.
Klępa otwarła nagle oczy, poruszyła się i zachrapała, wciągając powietrze.
Łoś w jednej chwili uniósł rogaty łeb, szeroko rozwarł chrapy węsząc gwałtownie i pochyliwszy potężny kark, runął w stronę zaczajonego psa.
Mikuś, który zapewne tego się nie spodziewał, z przestrachu szczeknął kilka razy i rzucił się do ucieczki.
Już pędził przed siebie, nie oglądając się, aby jak najszybciej oddalić się od bagniska, kiedy nagle spostrzegł jednego z małych łosi.
Młody byczek z guzami na łbie, gdzie na ich miejscu miały wkrótce wybić się pierwsze rogi, spłoszony. szczekaniem psa, oderwał się od swego stadka i sadził teraz poprzez knieję.
Spod jego racic wylatywały grudki wilgotnej ziemi, skrawki mchu i darniny.
Mikuś pogonił go.
Pędził poszczekując wesoło.
Bo też pies czuł w sercu wielką wesołość.
Pragnąłby biec tak długo, długo, choćby przez całe życie.