Strona:Wacek i jego pies.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Gdy zajrzała na stanowisko łosi i powęszyła dokoła, Nora zrozumiała wszystko: i to, że Mikuś rozpędził stadko, i to, że goni młodego byczka.
Pędząc krótszymi drogami dogoniła Mikusia i już zamierzała mu dać łupnia, kiedy nagle wszystko się odmieniło.
Mikuś trzymał za kark kłusownika.
Wdzięczność podniosła się z dna starego serca wiernej Nory.
Wczepiła się natychmiast w kłusownika, żeby dopomóc Mikusiowi.
Szczekała przy tym, wołając gajowego.
Pan Piotr przybiegł wkrótce.
Odebrał kłusownikowi strzelbę, naboje, nóż i siekierę, a potem uwolnił go od psów i obejrzał poszarpany przez Mikusia kark chłopa.
Przemówiwszy do niego surowym głosem, odwrócił się i poszedł.
Psy szły za nim.
Były smutne i niezadowolone.
Nie rozumiały, dlaczego musiały puścić złego człowieka ze strzelbą?
Zabiegały więc drogę gajowemu i pytającym wzrokiem zaglądały mu do oczu.
Pan Piotr mruczał do nich:
— No, no, dość tego! I tak już podziurawiłyście mu skórę. Nieprędko ją zaceruje lub załata! Miał za swoje!
To powiedziawszy machnął ręką w stronę gajówki.
Tym ruchem nakazywał psom powrót do domu.