(Wacio ubrany w smoking starszego brata, w kołnierzyku stojącym i mankietach, które mu się wciąż zsuwają, z ufryzowanemi włosami i smugą czarną pod nosem, nakształt wąsów, wypchany czemś pod kamizelką, dla pogrubienia się, chodzi gorączkowo po pokoju).
Wacio. Otom gotów! czyż nie wyglądam poważniej od Marjana, który ma lat 19-cie i skończył seminarjum nauczycielskie? Wielka mi rzecz skończyć seminarjum! Mnie dawali lekcje profesorowie uniwersytetu, to chyba więcej umiem od tych, co kończą seminarjum. (patrzy na zegarek). Za 5 minut schodzić się zaczną... ma ich być trzech i dwie dziewczynki... Nie lubię tej mieszaniny, wolałbym samych chłopców albo same dziewczynki, ale trudno, trzeba przywykać do tego, że w szkole zawsze będą ci i tamte... (pukanie) Oho, jacy punktualni! Proszę, proszę... (drzwi otwierają się powoli i wchodzi gromadka dzieci. Na widok Wacia, cofają się).
Julek. My tu do pana Marjana.
Zosia. Na lekcję.
Wacio. Pan Marjan dzisiaj nie przyjdzie.
Cesiek. (do dzieci) A to chyba wychodźmy... Przyjdziemy jutro...
Strona:Wacio nauczycielem.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
Scena 3.
(W mieszkaniu Marjana)