Strona:Wacio nauczycielem.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Wacio. (z dumą) Z gór Karpackich.
Zosia. O tem, tośmy zapamiętali, ale w Karpatach jest miejsce, skąd źródło Wisły wytryska i to miejsce nie wiemy, jak się nazywa.
Wacio. (czerwienieje) Wogezy...
Zosia. O, rety! chyba nie tak.
Julek. Wogezy? nie, napewno nie, To jakieś nie polskie. Panicz żartuje...
Wacio. (szybko) Naturalnie, że żartuję, boście za ciekawi, zamało wam tego, że z Karpat, chcecie być za mądrzy, a mądrość niepotrzebna dla takich chłopskich dzieci.
Bartek. Pan Marjan mówił inaczej...
Cesiek. I uczył nas i oświecał i nami nie gardził...
Bartek. (woła) Barania! Barania! przypomniałem po tych baranach, co w książce
Wacio. Nie o pieczeni baraniej masz myśleć — teraz lekcja!
Bartek. Ja nie o pieczeni... Toć to źródło Wisły w Baraniej górze! A widzita, wszyscy zapomnieli, a ja nie...
Wacio. A czego się uczycie z rachunków?
Julek. Uczymy się geometrji i ułamków, Zosia tylko i Kasia robią łatwe zadania. Przechodzą liczby wielorakie.
Kasia. Umiem już tabliczkę mnożenia.
Wacio. Cicho!
Julek. Możeby pan wytłomaczył o tych