nemu Waciowi, wyciągając szpony i zęby, aby go poszarpać w kawały. Nieszęśliwy chłopiec padł na ziemię przerażony i upuścił kwiat czarodziejski.
Potwór uciekł sycząc i wyjąc naprzemiany, nic bowiem zrobić temu nie mógł, kto w ręku swem już kwiatu nie trzymał.
Wacio pobiegł pędem ku zamkowi olbrzymów, a napotkawszy na drodze dużo żmij syczących i węży, mieczem podniesionym do góry rozpędził całą zgraję i wpadł do olbrzymich komnat zamkowych.
Na jednem z łóżek w najobszerniejszym z pokojów leżał wielkolud. Chrapał tak głośno, że przerażony chłopiec, sądząc iż to grzmoty biją, chciał usunąć się od okien, aby go nie dosięgnął piorun, zrozumiawszy jednak wkrótce, że chrapanie olbrzyma nie zaś grzmoty były tak wielce donośne, podszedł do głęboko uśpionego i zobaczył na palcu jego obrączkę.
Strona:Wacio w zaczarowanej krainie.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.
— 11 —