dnak promieniował z niej odblask wielkiego szczęścia. Nad dużemi oczyma jaśniała fala złotych włosów, podobnie jak u elfa, a na włosach igrały promienie księżycowe. Z purpurowych jej ust lekko rozchylonych, tchnęło szczęście i ból zarazem, jak gdyby cale swe istnienie pragnęła złożyć w ofierze mężczyźnie, który obok niej siedział. W tej chwili podniosła nań oczy, przechyliła jego głowę ku sobie i.powiedziała mu parę słów, które na twarzy jego wyczarowały uśmiech, jakiego Maja nie spodziewała się oglądać na twarzy żadnej ziemskiej istoty. Oczy jego zapłonęły szczęściem i energją, jak gdyby cały świat do niego tylko należał, a cierpienie i nieszczęście na zawsze zostały z niego wygnane.
Maja wcale nie pragnęła się dowiedzieć, co odpowiedział dziewczynie. Serce jej drżało z radości, gdyż szczęście ludzi i jej się udzieliło. — Oto widziałam najpiękniejsze, co oczy moje kiedykolwiek zobaczą — szepnęła. — Teraz już wiem, że ludzie są najpiękniejsi wtedy, gdy się kochają.
Nie wiedziała, jak długo siedziała tak zapatrzona pod osłoną liści. Gdy się odwróciła, nie płonęła już lampka robaczka świętojańskiego, a elf też zniknął.
A przez otwór altany zobaczyła daleko na nieboskłonie wąski, czerwony pas świetlny.
Słońce stało już wysoko nad koronami buków, gdy Maja nazajutrz zbudziła się w swym leśnym zamku. Z początku się jej zdawało, że całe przeżycie z ostatniej nocy było tylko pięknym snem; zwolna sobie jednak