Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/116

Ta strona została przepisana.

— Nie, pani. Nie miałbym nawet czasu na stosunki towarzyskie. Ja tylko pracuję na chleb i wątpię.
— Ach! A o czem pan wątpi?
— To moja właściwość wrodzona — odparł nieznajomy. — Zawsze muszę wątpić.
Maja spojrzała nań dużemi, zdziwionemi oczyma. Nic zrozumiała właściwie, co miał na myśli, a nie chciała zbyt natarczywie dopytywać się o sprawy osobiste.
— Wątpię — ozwał się po chwili Hjeronim, czy pani sobie wybrała korzystne miejsce pobytu. Czy pani nie wie, co się znajduje na tamtem ogromnem pastwisku?
— Nie.
— Widzi pani. A ja odrazu wątpiłem, czy pani o tem wie. Tam leży przecież zamek szerszeni.
Maja omal nie spadła z pęku kwiecia, tak strasznie się przeraziła. Zbladła śmiertelnie, poczem spytała, gdzie leży ów zamek.
Czy widzi pani to stare pudło szpaków na pniu wierzby? Przyczepione przecież tak niezgrabnie, że odrazu wątpiłem, czy jaki szpak tam kiedyś mieszkał. Jeśli takie pudło nie wychodzi na wschód, to każdy przyzwoity ptak dobrze się zastanowi, zanim się tam wprowadzi. Więc szerszenie założyły w niem swe miasto i w niem się obwarowały. Największa to forteca szerszeni w całym kraju. Pani powinnaby o tem wiedzieć, bo zdaje mi się, że te rozbójniki są wrogami pszczół.
Maja zaledwie już słuchała. Wyraźnie rozróżniała wśród zieleni brunatne mury zamku, a lęk zapierał jej oddech w piersi.
— Muszę odlecieć i to jak najprędzej — zawołała. Wtem tuż za nią rozległ się głośny, zły śmiech