a równocześnie ktoś ją tak silnie chwycił za kołnierz, że jej omal nie złamał karku. Do końca życia Maja nie zapomniała tego śmiechu. Brzmiał jak chichot szatański w ciemności, a towarzyszył mu przerażający chrzęst pancerza.
Hjeronim odrazu stracił władzę we wszystkich nogach i jak długi wpadł z gałązki do beczki z wodą.
— Wątpię, czy się to dobrze skończy — zawołał, ale biedna Maja nie słyszała już jego słów.
Z początku zaledwie się mogła odwrócić, tak mocno ją trzymano. Widziała tylko ramię opancerzone złotą blachą i ogromną głowę ze strasznemi szczypcami. W pierwszej chwili myślała, że to olbrzymia osa, niebawem jednak poznała, że jest w mocy szerszenia. Potwór ten prążkowany na czarno i żółto był zapewne cztery razy większy od niej.
Nareszcie wy dobyła głos z krtani i ze wszech sil zaczęła wołać o ratunek.
— Daj pokój, malutka — rzekł szerszeń z urągliwą słodyczą, złośliwie się uśmiechając. — Potrwa tylko chwileczkę i zaraz się skończy.
— Proszę mnie puścić! krzyknęła Maja — inaczej ukłuję pana w samo serce.
— Zaraz w serce? zaśmiał się rabuś — to bardzo odważnie. Ale poczekaj jeszcze, moja mała.
Maja wpadła w złość straszliwą. Największym wysiłkiem zdołała się odwrócić i wydawszy swój cienki, przenikliwy okrzyk bojowy, skierowała żądło prosto w pierś szerszenia. Ale oto stało się coś okropnego: żądło jej się przegięło, nie przebiwszy pancerza zbójeckiego.
Oczy szerszenia zapłonęły gniewem.
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/117
Ta strona została przepisana.