— Mógłbym ci teraz odgryźć głowę, mała, by cię przykładnie ukarać za twą bezczelność — mruknął z wściekłością — i uczyniłbym to bez żadnego wahania, gdyby królowa nie jadała chętniej pszczół żywych niż zabitych. Tak tłusty kąsek, jakim ty jesteś, dobry żołnierz zachowuje dla swej królowej.
To rzekłszy frunął w powietrze, unosząc z sobą Maję i prościuteńko skierował się ku zamkowi zbójeckiemu.
Nie, tego zawiele, nikt na świecie nie wytrzymałby czegoś podobnego, pomyślała biedna Maja i straciła przytomność.
∗ ∗
∗ |
Gdy po pewnym czasie zbudziła się z ciężkiego oszołomienia. panował w okół niej mrok, a powietrze było duszne i przesycone wonią tak ostrą, że biedna pszczółka uczuła mdłości. Powoli przypomniała sobie, co zaszło i ciężki smutek kamieniem jej legł na sercu. Chciała płakać, lecz nie mogła.
— Jeszcze mnie nie pożarli — szepnęła do siebie — ale może się to stać każdej chwili.
Przez ściany swej celi więziennej wyraźnie rozróżniała głosy. Zauważyła też, że odrobina światła przedostaje się tu przez szczelinę. Szerszenie budowały swe ściany nic z wosku jak pszczoły, lecz z twardej masy, wyglądającej jak cieniutki szary papier. W wąskiej smudze światła, przedzierającej się do jej więzienia, rozpoznawała powoli swe położenie i zdrętwiała ze strachu, zobaczywszy dokoła zwłoki rozmaitych istot. Tuż u jej stóp leżał na grzbiecie mały czerwczyk, nieco dalej rozróżniła szkielet dużego chrabąszcza, nawpół już nadłamany, a w okół leżały skrzydła i pancerze pomordowanych pszczół.