Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/119

Ta strona została przepisana.

— Ach, że taki mnie musiał spotkać los! biadała Maja. Nie śmiała się poruszyć i drżąc z lęku i trwogi, wcisnęła się do najciemniejszego kąta swej okropnej celi.
Wtem przez ścianę znów zasłyszała wyraźnie głosy szerszeni, a parta trwogą śmiertelną, podsunęła się do drobnej szczeliny i spojrzała.
Oczom jej przedstawiła się ogromna sala, przepełniona szerszeniami i rzęsiście oświetlona lampkami licznych uwięzionych robaczków świętojańskich. W pośrodku sali na tronie siedziała królowa. Odbywała się widocznie ważna narada, a Maja rozumiała każde słowo.
Gdyby te błyszczące potwory nie przejmowały ją tak niewypowiedzianem przerażeniem, z pewnością byłaby się zachwycała ich siłą i przepychem. Po raz pierwszy przekonała się naocznie, jak wyglądają rozbójnicy. Z podziwem i lękiem patrzyła na wspaniałe złote pancerze, w śliczne czarne pręgi, wywołujące wrażenie, jakie na dziecku czyni zapewne tygrys po raz pierwszy oglądany.
Strażnik kroczył wzdłuż ścian sali, wzywając robaczki świętojańskie, by świeciły co sił. Mówił do nich cicho lecz groźnie, by nie przeszkadzać obradującym. Długą lancą dotykał to jednego to drugiego, sycząc:
— Świeć, lub cię pożrę!
Strasznie wyglądało w tej sali obradujących szerszeni.
Nagle usłyszała Maja głos królowej:
— A zatem: jutro, na godzinę przed wschodem słońca, zbierają się wojownicy. Urządza się napad na pszczoły w parku zamkowym. Plądruje się ul i bierze w niewolę jak największą liczbę jeńców. Kto pojmie i żywcem mi dostawi Helenę VIII, dostanie szlify ry-