Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/122

Ta strona została przepisana.

Wtem, w cieniu bramy ujrzała strażnika opartego o ścianę.
Przystanęła jak wryta, a cała nadzieja zamarła w jej sercu. Tmtędy się nie przedostanie. Co począć? Najlepiej zrobię, gdy wrócę, pomyślała, lecz widok olbrzyma przy bramie trzymał ją na uwięzi. Zdawało się, że w głębokiej zadumie wpatruje się w krajobraz nocny, zalany światłem księżyca. Wsparł brodę na ręku i lekko pochylił głowę. Jak jego złoty pancerz błyszczał w bladem jaśnieniu nocy! W jego postawie było coś, co Maję dziwnem przejęło wzruszeniem. Taki jakiś smutny, myślała, a jak piękny, jak szlachetny w postawie, a jak dumnie lśni na nim ta złota zbroja! Nie zdejmuje jej ni we dnie, ni w nocy, wciąż gotów walczyć, rabować, umierać...
Maja zapomniała całkowicie, że ma przed sobą swego wroga. Ach, jakże często się zdarzało, że na widok piękna, serce jej wzbierało zachwytem, zapominając o niebezpieczeństwie!
Wtem złoty błysk padł od hełmu rozbójnika, który’ widocznie: poruszył głową.
— Wielki Boże! szepnęła Maja — wszystko stracone.
— Zbliż się, mała.
— Co? spytała Maja. — Pan mnie widział?
— Tak jest, moje dziecko. Widziałem, jak przegryzłaś ścianę i trzymając się w cieniu, powolutku doszłaś aż tutaj. A potem mnie dostrzegłaś i straciłaś odwagę. Czy tak?
— Tak — rzekła Maja — ma pan słuszność. Drżała całem ciałem w lęku bezmiernym. Więc przez cały czas strażnik ją obserwował. Przypomniała sobie, co gdzieś