słyszała o bystrych zmysłach tych mądrych rozbójników.
— Czego ty chcesz właściwie? dobrodusznie spytał strażnik. Maji wciąż się jeszcze zdawało, że jest bardzo smutny i myśli o rzeczach całkiem innych. Dla niego wszystko to nie było tak ważnem jak dla niej.
— Chciałabym się stąd wydostać — odpowiedziała. — Nie straciłam też odwagi, tylko olśniła mnie pańska siła i piękność i złoty blask zbroji. Teraz będę z panem walczyć.
Strażnik przechylił się zdumiony, spojrzał na Maję i uśmiechnął się. Uśmiech ten nie był wcale zły, a Maja doznała uczucia, jakiego nie zaznała nigdy w życiu. Zdawało się jej, że ten uśmiech młodego wojownika zdobywa nad jej sercem moc tajemną.
— Mała — rzekł niemal serdecznie — walczyć z tobą nie będę. Wy pszczoły jesteście narodem potężnym, ale my od was silniejsi. A tem mniej walczy szerszeń z pszczołą w pojedynkę. Jeśli masz ochotę, to możesz tu zostać na chwilę i trochę ze mną pogawędzić. Niedługo jednak, bo wnet muszę zbudzić żołnierzy, a wtedy musisz wrócić do swej celi.
Dziwne, ale ta wyniosła uprzejmość szerszenia bardziej Maję rozbroiła, niż mógłby tego dokonać gniew lub nienawiść. Uczuwała dla niego coś w rodzaju podziwu. Duże, smutne oczy podniosła na swego wroga, a idąc zawsze za popędem serca, rzekła:
— Zawsze słyszałam tylko, że szerszenie są złe i okrutne, ale pan złym nie jest. Nie mogę wierzyć, by pan mógł być złym.
Wojownik spokojnie spojrzał na Maję:
— Wszędzie są źli i dobrzy — rzekł poważnie.
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/123
Ta strona została przepisana.