Grupa walczących tarzając się po ziemi, znalazła się nagle w jej sąsiedztwie. W stłoczonej masie rozpoznała młodego, silnego oficera szerszeni, walczącego bohatersko przeciw całemu rojowi pszczół. Maja widziała z przerażeniem, jak jedna pszczoła po drugiej pozostawała martwa na pobojowisku. Ale olbrzym miał jednak przeciw sobie przeważającą ilość przeciwników. Całe gromady czepiały się jego ramion i nóg i macadełek, walcząc do upadłego. A pierwsze ich ukłucia przebiwszy pierścienie pancerza dosięgały już jego piersi. Maja ujrzała, jak się słaniał i padł zwyciężony. Bez słowa skargi, nie prosząc o łaskę, walczył do ostatniego tchnienia, jak przystoi wojownikowi.
Zaledwie padł, pszczoły natychmiast wróciły na swe stanowisko koło wnijścia, by nową rozpocząć walkę. Na widok śmiertelnie ranionego wroga, serce Maji zabiło żywem współczuciem. Powoli przygramoliła się doń i w półmroku zobaczyła, że jeszcze oddycha. Naliczyła blisko dwadzieścia ran, ale zadanych przeważnie z przodu, tak że jego złoty pancerz pozostał nietknięty. Widząc, że jeszcze żyje, Maja przyniosła trochę wody i miodu, by raz jeszcze uradować serce umierającego. Ale on przecząco potrząsnął głową i odsunął dary.
— Czego potrzebuję, to sobie sam wezmę — rzekł dumnie. — Darów od wroga nie przyjmuję.
— Ach! rzekła Maja — myślałam, że panu dokucza pragnienie.
Wtedy młody oficer uśmiechnął się do Maji i rzekł dziwnie poważnie, z lekkim tylko odcieniem smutku:
— I tak muszę umrzeć.
Maja nie mogła znaleść odpowiedzi. Zdawało się jej, że po raz pierwszy dopiero sobie uświadamia, co to
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/142
Ta strona została przepisana.