chwycona. — A ten zapach ma w sobie coś odurzającego.
Chrabąszczowi sprawiało przyjemność, że Maji tak bardzo się podobało jego mieszkanie.
— Trzeba wiedzieć, gdzie osiąść — rzekł, uśmiechając się życzliwie. — Z kim przestajesz, takim się stajesz — powiada przysłowie. — Pozwoli panienka trochę miodu?
— Ach — wyrwało się Maji — z największą przyjemnością.
Chrabąszczyk skinął głową potakująco i zniknął za jedną z ścian. Maja rozglądała się uszczęśliwiona. Tuliła policzki i rączki do delikatnych purpurowych portier, głęboko wdychała rozkoszną woń, pełna błogiej radości, że może przebywać w tak pięknem mieszkaniu. Jednak to wielka rozkosz żyć na swobodzie — myślała — a siedziby tej nie można nawet porównywać z zatęchłym przepełnionym ulem, w którym my żyjemy i pracujemy. Już sama ta cisza jest urocza.
W tem usłyszała poprzez ściany głośne łajanie chrabąszcza. Burczał coś, widocznie wzburzony i rozgnie-wany. a Maji się zuawało, że kogoś pochwycił i brutalnie odepchnął. Równocześnie dobiegł ją głosik cienki pełen lęku i irytacji, który mówił:
— Oczywista, gdy jestem sama, to możesz sobie pan pozwolić na ubliżanie mi w podobny sposób, ale niech tylko przywołam moje towarzyszki, to zaraz się policzymy. Jesteś pan grubjaninem. Dobrze, odchodzę. Ale nie zapomni pan nigdy, że pana nazwałam grubjaninem.
Maja przeraziła się niezmiernie głosem nieznajomej, brzmiącym ostro i gniewnie. Niebawem usłyszała, że się kłoś spiesznie oddalił.
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/18
Ta strona została przepisana.