co żadną miarą nie była przygotowaną. W pierwszej chwili zamieszania nie mogła nawet dokładnie odróżnić, co się dzieje; usłyszała tylko nad sobą cienki, ostry szum, podobny do wiatru szeleszczącego zeschłem listkowiem, a także śpiewny gwizd, donośny, gniewny okrzyk, myśliwski; równocześnie zaś przemknął ponad jej liściem lekki, zwiewny cień. Następnie ujrzała — a serce jej zmartwiało w trwodze — że duża, migotliwa jętka pochwyciła biednego Jana Krzysztofa i rozpaczliwie krzyczącego biedaka trzymała w swych długich, jak nóż ostrych chwytach. Ze zdobyczą swą usiadła na pręcie trzciny, który zachwiał się lekko pod jej ciężarem, a Maja widziała przez chwilę chybocących się nad nią tych dwoje, a także ich wodne odbicie. Krzyk Jana Krzysztofa ranił jej serce. Nie zastanawiając się, krzyknęła:
— Proszę natychmiast puścić tego biedaka, kimkolwiek pani jesteś. Nie ma pani prawa w tak despotyczny sposób zakłócać życia drugich.
Jętka wypuściła bąka ze swych chwytów, silnie go jednak przytrzymując rękoma, poczem odwróciła głowę do Maji. Pszczółka przeraziła się dużych, poważnych oczu jętki i jej złych ostrych szczypców, ale połyskliwe jej skrzydełka i wielobarwne ciało wprawiły ją w zachwyt. Migotało ono jak woda, jak szkło, jak drogie kamienie. Lękiem przejmowały ją jednak ogromne rozmiary jętki; nie rozumiała wprost swej poprzedniej odwagi i zaczęła drżeć całem ciałem.
Ale jętka ozwała się bardzo uprzejmie:
— Dziecko, co ci jest?
— Proszę go puścić, — zawołała Maja, a w oczach jej zabłysły łzy — on się nazywa Jan Krzysztof...
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/25
Ta strona została przepisana.