— Ludzie? spytała Maja — och, pani widziała ludzi?
— Tak — potwierdziła jętka — ale zapewne panią będzie bardzo interesować, jak się nazywam. Otóż jestem Migotka i pochodzę z rodziny Siatkoskrzydłych.
— Ach, proszę mi coś opowiedzieć o ludziach — prosiła Maja, wymieniwszy swe nazwisko.
Jętka wyglądała na pojednaną. Usiadła na liściu obok Maji, a pszczółka na to pozwoliła. Wiedziała dobrze, że Migotka będzie się wystrzegała zbyt bliskiego sąsiedztwa.
— Czy ludzie mają żądło? spytała Maja.
— Mój Boże, a na cóżby się im przydało? odparła Migotka. — Nie, oni mają przeciw nam broń znacznie gorszą i są też bardzo dla nas niebezpieczni. Niema pośród nas istoty, któraby się ich nie obawiała, a przedewszystkiem tych małych, u których można dokładnie rozróżnić obydwie nogi i którzy się zwą chłopcami.
— Czy oni panią chcą złowić? spytała Maja całkiem bez tchu od silnego wzburzenia.
— Oczywista; czyż to panią może dziwić? spytała Migotka, rzucając wymowne spojrzenie na swe skrzydełka. — Rzadko tylko zdarzało mi się spotkać człowieka, któryby mnie nie usiłował schwycić.
— Ale poco? trwożnie spytała Maja.
— Mamy w sobie widocznie coś bardzo pociągającego — odrzekła jętka ze skromnym uśmiechem, z ukosa patrząc na pszczółkę. — Innego powodu nie znam. Zdarzało się, że moi krewni, którzy się pozwolili złapać, wycierpieć musieli męki najokrutniejsze, a w końcu ponosili śmierć z rąk swych morderców.
— Czy zostali pożarci?
— Nie — uspakajająco rzekła Migotka — tak źle
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/28
Ta strona została przepisana.