— Nie — rzekła Maja — ja dotąd byłam właściwie zawsze wesołą.
— To możesz pani Bogu podziękować — rzekła Migotka trochę rozczarowana.
Maja spytała, co się stało z żabą.
— Ach, ona! pogardliwie rzekła Migotka. — Prawdopodobnie poniosła śmierć, co jej się też słusznie należało. Bo jak mogła mieć tak twarde serce, by straszyć umierającego? Próbowała wprawdzie umknąć, ale będąc na jedną nogę kulawą i na jedno oko ślepą, wciąż tylko skakała w kółko, przedstawiając widok okropnie śmieszny. — Wnet cię bocian wybawi od męki! krzyknęłam do niej w odlocie.
— Biedna żaba — rzekła Maja.
— No, wie pani — zawołała jętka oburzona — tego jednak zawiele. Żałować żaby, to znaczy kopać dołki pod sobą samym. Zdaje mi się, że pani jest osobą bez sumienia.
— Być może — odparła Maja — nie mogę jednak patrzeć na czyjeś cierpienie.
— Och! — pocieszała ją Migotka — to należy przypisać młodości pani. Z czasem nabierzesz męstwa, moja droga. Ale teraz muszę polecieć na słońce. Bardzo tu chłodno. Żegnam panią!
Zachrzęściła cichutko i tysiąc barw zamigotało w powietrzu — barw delikatnych, łagodnych, jakie ma płynąca woda i kryształy. Migotka wspięła się przez zielone sitowie nad powierzchnię wody i Maja usłyszała jej śpiew poranny. Słuchała wzruszającego tego śpiewu, mającego w sobie melancholijną słodycz pieśni ludowej i nastrajającej serduszko Maji nawpół smutnie, nawpół wesoło,
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/30
Ta strona została przepisana.