Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/33

Ta strona została przepisana.

Ach, jakie to szczęście należeć do tych wybranych, zaznawać ogólnego szacunku, zażywać silnej opieki gromady. Tu, w samotnem ustroniu była narażoną na niebezpieczeństwa, zimno jej dokuczało. A jeśli deszcz potrwa dłużej, co ona pocznie i czem się będzie żywić? Miodu nie było wcale w kielichu dzwoneczka, a pyłu kwietniego też na niedługo tylko starczy. Uczula po raz pierwszy, że dla wędrowców, poszukiwaczy przygód, koniecznem jest słońce. Bez słońca, nikt nie zdobyłby się na lekkomyślność, pomyślała.
Ale na samo wspomnienie słońca, znów uczuła przypływ radości i dumy potajemnej, że była dość odważną rozpocząć życie na własną rękę. Czego ona w ciągu krótkiej swej podróży nie widziała już i nie poznała! Inni przez całe długie życie nie dowiedzieli się tylu rzeczy. Doświadczenie jest jednak najwyższem dobrem i warte pewnych ofiar, myślała.
A dołem przeciągał w trawie cały oddział mrówek wędrownych. Ze śpiewem kroczyły przez chłodny las traw i zdawały się spieszyć. Ich wesoła pieśń poranna rozbrzmiewała w takt marszu, przejmując serce małej Maji melancholijną zadumą.

Rankiem rusza zbrojny huf
Na trudy i znoje;
Czeka nas obfity łów,
Lub śmierci podwoje...

Były doskonale uzbrojone i wyglądały zuchwale i groźnie. Pieśń ich przebrzmiała pod liśćmi podbiału. Ale zdaje się, że wywołały nią jakąś awanturę, gdyż nagle dał się słyszeć ostry chrapliwy głos, a listeczki młodego kaczeńca zostały energicznie odchylone. Maja ujrzała wychodzącego z nich dużego błękitnego chra-